Pies Pawłowa Pies Pawłowa
460
BLOG

Przystanek Woodstock...mój pierwszy raz

Pies Pawłowa Pies Pawłowa Polityka Obserwuj notkę 9

Na Owsiakowy Woodstock wybrałem się w 2008 roku. Z ciekawości, dla zabicia czasu by rozwiać wątpliwości, zachęcony popkulturową reklamą z butelek piwa czy promocji z Tesco. „Szklany Woodstosk” miał być miejscem spotkania pokoleń, miłośników muzyki, niezależnym festiwalem, na który zaciągają 3-rzesze Niemców, afroamerykanów i „inne dobra, dobra-dobra”.

Miało być masę fajnych „szklanych lasek”, sympatycznych rastamanów, ludzików wylajtowanych do granic możliwości, miało być pięknie a jak było w realu?

Do miasteczka zajechaliśmy około 6 rano, wyspani, zmęczeni po całodniowej samochodowej podróży. Widok jaki zastaliśmy na miejscu przerósł moje obawy o 1% VAT. Pierwsza myśl jaka mi wtedy przyszła do głowy to biblijna „Sodomia i Gadomia”. Armagedon Panie, ludzie śpiący w błocie, nadzy, dziewczyny bez spódniczek leżące w krzakach, być może wcześniej straciwszy dziewictwo, bród, smród i ubóstwo. Nie sposób było wytrzymać wszechogarniającego smrodu błota zmieszanego z fekaliami i innymi ludzkimi wydzielinami, których wole nie zgadywać. Dlatego pierwszą rzeczą po przyjeździe był zakup browarów przecież nie w żyłę jak reszta, tak lajtowo, żeby złapać fazę i nie zwracać uwagi na panujący tam bród i bylejakość.

W życiu nie spotkałem tak wielu zagubionych, „dziwnych” ludzi, krzątających się po krzakach, ze strzykawkami w ręku, szukających wiary narkomanów. Widok przerażający, widok upadłego człowieka, słabego, opanowanego przez używki. Wszyscy oni podążają za Owsiakiem jak zwierzęta za Noe, on ma im wskazać drogę do zbawienia, do ocalenia, tylko pytanie przed czym? Szacunek jakim jest darzony przez „ludzi pogo”„polski Robin Hood” przerasta ludzkie wyobrażenie, to Guru, a może nawet Bóg?

Księża, zakonnice to osoby niemile tam widziane, organizatorzy zresztą sprawnie zadbali o właściwą reprezentację religii, prezentując na środku miasteczka pokaz sekty Hare Kriszna, rozdającej jabłka z ruchomego wozu przedstawiającego sam nie wiem, może słonia? Widok sekciarzy rozdających zupki, ryż, chleb, upadłym ludzikom wzbudził we mnie wymiotne uczucia bezsilności, chciałoby się zapytać gdzie są rodzice, gdzie są nauczyciele, gdzie są biskupi?

Ale gdybym powiedział, że nie było biskupów to zamieniłbym się w słup soli. Był, jeden z dwóch najsłynniejszych polskich filozofów z Lublina, ab. Józef Życiński. Pochwalił on owieczki, że dobrze zrobiły wybierając się na Owsiakowy festiwal, zapewne ab. przyjechał później niż ja i całego tego syfu mógł nie zauważyć, zresztą namioty oficjeli, w których on się ulokował były mega wypasione, miały bieżącą wodę, ubikację itp. zdobycze XXI wieku.

Na koniec poszedłem jeszcze na wykład „Pytania i odpowiedzi”, prowadzony przez mistrza Hare Kriszna, któregoś tam poziomu wtajemniczenia, i wykłady mistrza Żakowskiego oraz Węglarczyka i dzieci-kwiata Hołdysa. Na zdecydowany plus imprezy zasługują kolesie, rastamani z Jamajka-Włoch Good Vibe Styla oraz orkiestra Wiesława Ochmana. Po całodniowej indoktrynacji intelektualnej zwątpiłem w swoje ja, przecież nie mogę być tak hardcode'owo sztywny. Żeby ni razu nie dać sobie w żyłę, i nie zasnąć w krzakach?

Dziwny jestem, taki staroświecki, a damy puszczam przodem, ale co mi tam...jestem jaki jestem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka